Kliknij tutaj --> 🐱 homilia abpa jędraszewskiego tekst
Abp Marek Jędraszewski przewodniczył 19 czerwca uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa w parafii Michała Archanioła w Łodzi.
Homilia wygłoszona przez abpa Grzegorza Rysia podczas posługi #Admissio dla alumnów #SeminariumRedemptorisMater w Łodzi.
Publikujemy tekst homilii abp. Marka Jędraszewskiego: Dzisiaj, w uroczystość Bożego Ciała, najważniejszym dla nas miejscem na świecie jest jerozolimski Wieczernik. Stamtąd docierają do nas słowa Jezusa o Jego Ciele za nas wydanym (por. Łk 22, 19b) i Jego Krwi wylanej „na odpuszczenie [naszych] grzechów” (por. Mt 26, 28b). Stamtąd płyną również słowa o Jego miłości …
Abp Marek Jędraszewski przewodniczył 17 września 2014 r. mszy świętej w 75. rocznicę napaści sowieckiej na Polskę. Metropolita łódzki przypomniał w homilii,
Homilia ks. abp. Marka Jędraszewskiego wygłoszona w Kościele Mariackim z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego 2 sierpnia 2019 02:52 / w Audio, Homilie, Multimedia Homilia ks. abp. Marka Jędraszewskiego wygłoszona w Kościele Mariackim z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego / Radio Maryja
Rencontre En Ligne Film Bande Annonce. Rok: 2020 Autor: Abp Marek JędraszewskiDrodzy Bracia w Chrystusowym kapłaństwie, Czcigodne Siostry zakonne,Wszyscy Drodzy Siostry i Bracia, szczególnie Wy, Moi Drodzy, którzy łączycie się z nami we wspólnej modlitwie dzięki telewizyjnej transmisji tej Mszy świętej, Niezwykle znamienne, niemal symboliczne jest to, że w czytaniach dzisiejszej Mszy świętej, pierwszej z cyklu transmitowanych przez TVP w tym trudnym dla wszystkich czasie rannych Mszy świętych w ciągu tygodnia, pojawia się historia wodza wojsk syryjskich prawie trzy tysiące lat temu Naaman był chory na trąd. Jak wiadomo, trąd jest znaną od tysiącleci przewlekłą chorobą zakaźną, która powodowała duże zmiany na skórze człowieka, zwłaszcza na jego twarzy, a także utratę czucia i daleko idące zmiany kostno-stawowe. Była to choroba zakaźna, przekazywana – w zależności od rodzaju trądu – poprzez bliskie kontakty pomiędzy ludźmi lub drogą kropelkową. Ponieważ do stosunkowo niedawna nie znano ani jej przyczyny, ani tym bardziej nie posiadano żadnych na nią lekarstw, a z drugiej strony nie chcąc ulec zakażeniu, chorych na trąd po prostu usuwano z ludzkich społeczności. Naamanowi groziło więc – mówiąc językiem współczesnym – społeczne wykluczenie oraz przerażająca bezradność, z jaką musiałby patrzeć na swoje coraz bardziej dotknięte chorobą ciało. Za wszelką cenę – co jest w pełni zrozumiałe – szukał dla siebie ratunku. Wziął więc „ze sobą dziesięć talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych” (por. 2 Krl 5, 5b), którymi to skarbami chciał zapłacić za swe uzdrowienie, a także list polecający od swego króla do króla izraelskiego. Jednakże spotkanie z królem izraelskim nie zakończyło się powodzeniem, bo się nim zakończyć nie mogło. Zdając sobie sprawę ze swej bezradności wobec takiej choroby, jaką jest trąd, król izraelski sądził nawet, że oczekiwanie od niego uzdrowienia Naamana było po prostu prowokacją ze strony syryjskiego króla. Naaman udał się następnie do proroka Elizeusza. Tymczasem Elizeusz wystawił go na wielką próbę wiary. Nawet nie wyszedł mu na spotkanie, lecz poprzez posłańca zażądał od niego rzeczy bardzo prostej, wręcz banalnej – aby siedmiokrotnie zanurzył się w wodach Jordanu. Oburzony Naaman chciał już odjechać, jednakże pod wpływem swoich sług spełnił polecenie proroka. Wtedy został cudownie uzdrowiony. Wróciwszy do Elizeusza, wyznał: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem!” (2 Krl 5, 15b). Drodzy Siostry i Bracia!W sytuacji ogłoszonego przez władze państwowe zagrożenia epidemicznego jako społeczeństwo znaleźliśmy się – niemal nagle! – w zupełnie nowej sytuacji. Wprowadzone ograniczenia, zwłaszcza dotyczące spotykania się w większych grupach z innymi ludźmi, staramy się przyjmować ze zrozumieniem. Chodzi przecież o dobro nas wszystkich. Modlimy się serdecznie za wszystkie osoby chore na Covid 19 i przebywające na kwarantannach. Z wdzięcznością myślimy o tych, na których w tych trudnych dniach spoczywa szczególna odpowiedzialność za Polskę – o władzach państwowych i samorządowych, o lekarzach i pielęgniarkach, o całej służbie zdrowia, o służbach mundurowych czuwających nad bezpieczeństwem zewnętrznym i wewnętrznym naszego Kraju, o pracownikach środków społecznego przekazu. A równocześnie doświadczamy pewnej bezradności, słuchając komunikatów o wzrastającej liczbie osób dotkniętych koronawirusem i o osobach zmarłych z jego powodu. To dla nas wszystkich stanowi szczególne doświadczenie próby wiary w Boga i w Bożą też w tym niezwykłym miejscu, jakim jest Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, uczestniczymy we Mszach świętych i adoracji Najświętszego Sakramentu, a przede wszystkim z wielką żarliwością odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia Bożego „na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata”, prosząc z pokorą Ojca Przedwiecznego, by dla „bolesnej męki Pana naszego Jezusa Chrystusa” miał „miłosierdzie dla nas i całego świata”. „Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem”. „Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie!”.Obyśmy, wychodząc z tego trudnego doświadczenia, mogli jak najszybciej powtórzyć za Naamanem: Oto przekonałem się, że jest Bóg i doświadczyłem na sobie Miłosierdzia Bożego. Amen. Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej. Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.
Działalność środowisk LGBT to okrzyk: „Przyjmijcie nas z naszą odmiennością!”. Reakcja hierarchów to z kolei okrzyk grozy: „Nasz świat się kończy, a my nie rozumiemy tego, który nadchodzi!”. Polski przekład wywiadu, jaki ukazał się 4 września 2019 r. w czeskim portalu Dziękujemy autorowi wywiadu, redaktorowi naczelnemu i ks. prof. Halíkowi za zgodę na polską publikację Josef Pazderka: Niedawno arcybiskup krakowski Marek Jędraszewski w swoim kazaniu powiedział, że przez kraj kroczy „już nie czerwona zaraza, ale nowa, neomarksistowska, która chce zawładnąć naszymi duszami, sercami i umysłami – nie czerwona, ale tęczowa”. Czeski prymas, kardynał Dominik Duka, poparł abp. Jędraszewskiego, wcześniej też krytykował Prague Pride (praska parada dumy organizowana przez środowiska homoseksualne). Po tych wydarzeniach Ksiądz Profesor postanowił publicznie zabrać głos. Dlaczego? Ks. Tomáš Halík: O wiele bardziej niż sam przedmiot sporu przeszkadza mi powierzchowna, emocjonalna i werbalnie agresywna retoryka, jaką wybierają kościelni dostojnicy. Ten fakt oraz nieuczciwa argumentacja uniemożliwiają solidne przemyślenie i rzeczowy dialog, niepotrzebnie też dolewają oliwy do ognia wojny kulturowej. To jest porównywanie zjawisk nieporównywalnych: z jednej strony są starania o społeczne uznanie ludzi o odmiennej orientacji seksualnej, a z drugiej – komunistyczny terror. Nazywanie ruchu LGBT „zarazą” jest głupim objawem nieumiejętności rozróżniania. Czy w tej reakcji bardziej Księdzu przeszkadza forma czy treść? – Forma jest związana z treścią. Nasz świat jest krainą krzyku. Działalność środowisk LGBT to okrzyk: „Przyjmijcie nas z naszą odmiennością!”. Reakcja hierarchów to z kolei okrzyk grozy: „Nasz świat się kończy, a my nie rozumiemy tego, który nadchodzi!”. To objaw strachu, złości i desperacji. Już Kierkegaard mówił o „chorobie na śmierć”. Papież jest konserwatywny, jeśli chodzi o zasady, a miłosierny w praktyce duchowej i duszpasterskiej. Takie jest również moje stanowisko, jakkolwiek niektórzy przez pomyłkę uznają dziś mnie – starego konserwatystę – za progresistę Gdyby przedstawiciele Kościoła – zamiast obrażać się na świat i pospiesznie reagować w mediach społecznościowych – potrafili usiąść w ciszy w kaplicy, przynajmniej na godzinę, w nocy czy wcześnie rano, uspokoić się, wewnętrznie przepracować emocjonalny zamęt i wszystko do głębi przemedytować (tak jak robi na przykład papież Franciszek), mówiliby jak ludzie ducha i pasterze, a nie tak jak teraz: niczym zdenerwowani, zgorzkniali starcy. W ich słowach brak prawdziwej duchowej diagnozy, całkowicie uciekają im fundamenty rzeczywistości. To bardzo mocne słowa. – Ja nie rzucam słów na wiatr. Jestem księdzem od 40 lat, swoją kapłańską służbą, kaznodziejstwem, w konfesjonale, wykładami czy swoimi książkami pomogłem znaleźć drogę do wiary wielu ludziom. Dwóm pokoleniom pomagałem w nawróceniu się od powierzchownego ateizmu (albo od powierzchownej, mechanicznie odziedziczonej religijności) do głębszej, przemyślanej wiary opartej na medytacji; wiary, która będzie miała siłę przetrwać w zaczynającym się, trudnym okresie wielkich zmian. To ci ludzie dziś mnie pytają: Czy Duka i polscy konserwatywni biskupi to naprawdę oficjalny i jedyny głos Kościoła? Chce Ksiądz zaproponować alternatywę dla bardziej liberalnych katolików? – Moje sumienie zobowiązuje mnie, abym publicznie pokazywał, że Kościół może przemawiać również innym głosem. Poza tym mam doświadczenie z „Laboratorium dialogu” w Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej. Regularnie urządzamy tam rzeczowe, specjalistyczne debaty teologów i chrześcijańskich intelektualistów z przedstawicielami różnych grup społecznych. Niedawno spotkaliśmy się ze specjalistami od gender i znów okazało się, że rozmawiając, możemy rozmontować wzajemne uprzedzenia i wspólnie się ubogacić, choć przecież nadal nie do końca i nie we wszystkim się zgadzamy. Przez lata proponowaliśmy udział w takich spotkaniach wszystkim naszym biskupom. Pozytywnym wyjątkiem wśród nich był nieżyjący już kardynał Miloslav Vlk, który z własnej woli chodził na te spotkania regularnie, do samej śmierci. Dziś jeździ tam tylko jeden biskup. Dlaczego problematyka mniejszości seksualnych cały czas wzbudza tak silne emocje w Kościele katolickim? – Stanowisko Kościoła wobec seksualności było przez wieki wystawione na zagrożenia gnostycką herezją, odrzuceniem cielesności i strachem przed seksualnością. Ten lęk był i nadal jest wzmacniany przez tych celibatariuszy, którzy mają problemy z dotrzymaniem podjętego zobowiązania. „Drugie oświecenie” lat 60. XX wieku przyniosło rewolucję seksualną. Część kościelnych autorytetów, zamiast podjąć głębsze studium tych zjawisk, przeraziła się. To wtedy głównym kryterium katolickiej ortodoksji uczyniono rygorystyczne stanowisko w tej sferze. Odtąd „prawdziwy” katolik (ewentualnie: odpowiedni kandydat na biskupa) to był ten, który głośno potępiał prezerwatywy i związki homoseksualne oraz domagał się kryminalizacji aborcji. W całym Kościele wyczuwalny jest opór przeciw reformom papieża Franciszka. Szczególnie aktywna jest tu amerykańska prawica Dopiero papież Franciszek miał odwagę nazwać ten przesadny nacisk na moralność seksualną właściwym określeniem: neurotyczna obsesja. Przypomniał, że jądrem chrześcijaństwa jest coś innego. Rzecz jasna, świeckie społeczeństwo zareagowało na to kościelne moralizowanie. Jego odpowiedź brzmiała: „Lepiej popatrzcie sami na siebie!”. To wtedy ujawniono przypadki seksualnego wykorzystywania dzieci i nieletnich przez duchownych na skalę, której wcześniej nikt nie przewidywał. Niektórzy biskupi próbują to bagatelizować, ale papież Franciszek wzywa do całkowitej szczerości i szukania głębszych przyczyn tych zjawisk. Wreszcie, jeśli chodzi o stosunek do homoseksualistów – nie można dalej ukrywać, że pewna część duchownych katolickich przy pomocy celibatu próbowała kryć swoją seksualną orientację i brak dojrzałości psychoseksualnej. Szczególnie w przypadku agresywnych homofobów dość często mamy do czynienia ze świadomą czy nieświadomą kompensacją własnej, nieuznanej homoseksualności. Co teraz powinien zrobić Kościół? – W studiach teologicznych i pracy pastoralnej konieczna będzie rewizja niektórych przekonań związanych z seksualnością, przy wykorzystaniu szeregu ustaleń współczesnej neurofizjologii, psychologii i antropologii kulturowej. Współczesna teologia już nie ma problemu z heliocentryczną kosmologią czy nowoczesną biologią. Da sobie też pewnie radę w obszarze antropologii. Nie możemy dalej trwać przy ahistorycznych wyobrażeniach pochodzących ze średniowiecza. Jeśli papież w tym roku na Synodzie Biskupów dotyczącym Amazonii otworzy drogę do święceń kapłańskich żonatych mężczyzn, to oczywiście nie rozwiąże to problemu braku księży, ale pewnie pomoże w osiągnięciu bardziej zdrowego klimatu psychologicznego w szeregach kleru. Oficjalne stanowisko Kościoła wobec homoseksualizmu jest nadal dwuznaczne: Katechizm określa homoseksualne zachowania jako niemoralne, ale dodaje, że osoby homoseksualne mają być przyjmowane z szacunkiem, współczuciem i delikatnością oraz że trzeba unikać niesprawiedliwej dyskryminacji. Patrząc na to z zewnątrz, trudno znaleźć pole do kompromisu. – W najnowszych kościelnych dokumentach, w dokumentach Soboru i wypowiedziach papieża Franciszka na zakończenie ostatniego Synodu widać, że wszystkie te teksty powstają jako kompromis po debatach różnych prądów myślowych. Dlatego zawierają specyficzną dwuznaczność, którą można rozmaicie interpretować. Moje stanowisko wobec homoseksualistów bardzo zmieniło się od czasu, kiedy zacząłem słuchać ich życiowych historii w konfesjonale Są tacy, którzy rozumieją jedność Kościoła jak uniformizację. I są ci, którzy za świętym Pawłem głoszą organiczne ujęcie jedności Kościoła – że Kościół ma być jak ciało, w którym poszczególne organy uzupełniają się w swojej niezastąpionej odmienności. Ci ostatni raczej cieszą się z przestrzeni do interpretacji. Przecież na przykład podczas niedawnego Synodu Biskupów o rodzinie okazało się, że pojęcie „tradycyjna rodzina” jest zamkiem zbudowanym na wodzie – bo zupełnie inaczej wygląda struktura i rozumienie rodziny w afrykańskim społeczeństwie plemiennym, a inaczej na przykład w ponowoczesnej Francji. Podobnie w poszczególnych kulturach i tradycjach różny jest stosunek do homoseksualizmu i homoseksualistów. Jest ogromna różnica między tymi, którzy szanują ustalenia nauk psychiatrycznych i biologicznych na temat orientacji seksualnej oraz tymi, którzy ustalenia te ignorują. Czy Księdza zdaniem nastał już czas na przewartościowanie katolickiej nauki o homoseksualizmie? – Nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek zmieniło się stanowisko Kościoła w tej kwestii, że pojęcie małżeństwa – szczególnie jako sakramentu – musi być zarezerwowane tylko dla relacji mężczyzny i kobiety. Tym, co już się zmienia z różną prędkością w różnych kulturach i grupach, jest natomiast duszpasterskie podejście do ludzi, którzy w związkach homoseksualnych szczerze pragną wierności i wzajemnego wsparcia. Rozumiem jednak, że nawet biskupi i teologowie, którzy pragną reform, nie chcą tego procesu nadmiernie przyspieszać, mając na względzie konserwatywną większość. Kierują się starym rzymskim prawidłem: „Myślmy stuleciami” (pensiamo in secoli). Czy brał Ksiądz udział w organizowanej przez środowisko LGBT paradzie Prague Pride? – Maszerować w tym korowodzie? To jest coś, co by mi nawet we śnie nie przyszło do głowy. Przebieg parady, który widziałem na filmach (i kiedyś, przypadkiem, na własne oczy w Niemczech) jest absolutnie sprzeczny z moim mocno konserwatywnym gustem estetycznym. Pewien brytyjski dżentelmen powiedział mi, że jedynym dniem w roku, gdy wstydzi się tego, że jest gejem, jest właśnie dzień tego karnawału. Jeśli jako chrześcijanie damy sprowokować się do agresji, to pozwolimy wciągnąć się w spiralę gniewu i nienawiści. A Jezus uczył czegoś przeciwnego Ale czymś obcym mi jeszcze bardziej jest potępianie i demonizowanie czegokolwiek tylko dlatego, że mi się to nie podoba. Raczej staram się rozumieć i stosować w takich przypadkach wiedzę, jaką posiadam z zakresu psychologii społecznej i historii kultury. I do jakich wniosków Ksiądz doszedł? – Wspólnoty LGBT starają się zyskać uznanie ze strony większości. Ale kiedy mają już dość tych starań, zaczynają z tego uznania rezygnować i dochodzi do prowokacji, czasem bardzo niesmacznych. U nas sytuacja jest o tyle specyficzna, że społeczeństwo jest dość liberalne i z tego powodu ta część społeczności LGBT, która prowokuje głównie dla zabawy, stara się celowo rozdrażnić i ośmieszyć jeszcze mniej lubianą mniejszość, czyli religijnych konserwatystów. Pamiętajmy więc, że jeśli damy sprowokować się do agresji (a przecież w Polsce słownej agresji biskupów towarzyszyły także brutalne, fizyczne ataki bigoteryjnych bojówek), to pozwolimy wciągnąć się w spiralę gniewu i nienawiści. A Jezus uczył czegoś przeciwnego – jak taką spiralę zatrzymać, łącznie z nastawieniem drugiego policzka. Bardziej doświadczeni hierarchowie na tego typu prowokacje reagują raczej asertywną techniką otwartych drzwi albo próbą rozmowy. Krytycy Kościoła powinni z kolei zauważyć, że publiczne wystąpienia społeczności LGBT przesuwają się z obszaru protestu w obronie mniejszości w obszar karnawałowej zabawy i komercji. To samo stało się już kiedyś z protestami młodzieży i ruchem hippisowskim w latach 60. Z pierwotnego protestu przeciwko konsumpcjonizmowi i konformizmowi zamieniły się w modę, w komercyjny towar na sprzedaż. Klasyczna rodzina musi być priorytetem i w Kościele, i w społeczeństwie. To fundament Kościoła i państwa Przemysł rozrywkowy stopniowo połyka też w tej chwili protesty antyglobalizacyjne i ekologiczne. Trzeba także pamiętać, że współcześni populiści – tacy jak Donald Trump, Miloš Zeman czy Boris Johnson – to w istocie klauni. Przemysł rozrywkowy pochłania i religię, poczynając od amerykańskich megakościołów, a kończąc na rozmaitych religijnych, stadionowych festynach u nas. Dla ludzi, którym brakuje życiowej radości, takie zabawy to namiastka narkotyków. A przecież prawdziwa radość to życie duchowe. Można ją osiągnąć przez medytację w pustelni, a nie przez rozentuzjazmowany tłum na stadionie. Konserwatywna część katolików twierdzi, że współczesna Europa broni mniejszości seksualnych, ale lekceważy problemy klasycznej rodziny, tworzonej przez mężczyznę i kobietę oraz ich dzieci. – Klasyczna rodzina musi być priorytetem i w Kościele, i w społeczeństwie. To fundament Kościoła i państwa. W naszej akademickiej praskiej parafii Zbawiciela poświęcamy wiele czasu i sił na dokładne przygotowania narzeczonych do małżeństwa. Jest to między innymi cykl wykładów specjalistów z różnych dziedzin oraz indywidualne dyskusje. Pomagamy w takich przygotowaniach także wielu innym parafiom. Nasz zespół wykorzystuje przy tym nasze kwalifikacje psychologiczne i doświadczenie kliniczne. Oczywiście mniej się o tym mówi, bo LGBT to temat modny i medialnie atrakcyjny. Sam jednak mam wiele szacunku dla tych, którzy szczególnie w dzisiejszym klimacie społecznym dbają o rodzinę, ale nie robią tego płomiennymi przemówieniami, tylko osobistym zaangażowaniem, szacunkiem, miłością i wiernością. W kwestii Prague Pride na nowo wszedł Ksiądz w konflikt z czeskim prymasem, kardynałem Dominikiem Duką. Już w ubiegłym roku został Ksiądz oficjalnie upomniany za to, że w swoich medialnych wystąpieniach krytykuje Ksiądz wypowiedzi własnego biskupa. – Z Dominikiem Duką znamy się już 50 lat, współpracowaliśmy jeszcze w podziemnym Kościele za komunizmu. Kiedy miał zastąpić kardynała Vlka [w roku 2010], cieszyłem się, że będziemy współpracować. Kiedy jednak pewnego dnia przyjechał do Pragi w złotym powozie zaprzężonym w konie, napisałem mu, że jego poprzednik św. Wojciech na znak pokory przyszedł do swojej biskupiej stolicy w Pradze boso. Im dalej, tym bardziej widziałem, że Dukę pochłaniają jego dwa koniki: polityka i historia. Jedno i drugie obraca go ku przeszłości [w 2016 r. o narastaniu tego konfliktu pisał na naszych łamach Bartosz Bartosik: Halík i Duka: jedna drużyna? – red.]. Publiczne wystąpienia społeczności LGBT przesuwają się z obszaru protestu w obronie mniejszości w obszar karnawałowej zabawy i komercji. To samo stało się już kiedyś z protestami młodzieży i ruchem hippisowskim Kardynał miał także ogromnego pecha, że czas jego misji wypełniły głównie spory o restytucje kościelnego majątku. Postawił na lojalność wobec ludzi władzy, a szczególnie na dwóch poprzednich prezydentów – a w konsekwencji przestał słuchać krytyków. W ubiegłym roku jednoznacznie poparł paranoidalną wizję księdza Petra Pithy [chodzi o szeroko dyskutowane w Czechach kazanie na Mszy z okazji Święta Czeskiej Państwowości, wygłoszone w obecności najwyższych urzędników państwowych i transmitowane przez publiczną telewizję – red.], który opowiadał między innymi, że liberałowie już wkrótce zaczną posyłać swoich przeciwników do obozów zagłady, odbierać im dzieci i sprzedawać je. Wtedy uświadomiłem sobie, że choć będę nadal wiernie i z pełnym szacunkiem szanować Dukę jako zwierzchnika kościelnego, to jego osobistych poglądów społeczno-politycznych już nie mogę traktować poważnie. Nie boi się Ksiądz kar kościelnych? – Kiedy przed laty rozpoczynałem nielegalną działalność w ramach Kościoła podziemnego, musiałem wykreślić słowo „strach” ze swojego słownika. Dominik Duka to inteligentny człowiek i na pewno rozumie, że represjonowanie nonkonformistycznych teologów w dzisiejszych czasach może co najwyżej zaowocować zwiększeniem ich popularności, zapewnić im dostęp do mediów, zwiększać sprzedaż książek i poczytność tekstów. Tak naprawdę boję się tylko tego, że przegapię głos Boży w swoim sumieniu. Właśnie sumieniem mamy się kierować w sferze społeczno-politycznej, a nie osobistymi poglądami hierarchów. Ale spór z przełożonym nie jest dla mnie niczym przyjemnym. To krzyż, który muszę nieść, jeśli mam zgodnie ze swoim sumieniem wypełniać obowiązki duszpasterskie. Naprawdę już wielu ludzi dziękowało mi za moje publiczne wystąpienia. Mówili, że pomogłem im zwalczyć pokusę opuszczenia Kościoła. Niektórzy zarzucają księdzu nadmierną medialne nagłaśnianie wewnętrznych sporów w Kościele. – Jeśli chodzi o upomnienie, które dostałem w ubiegłym roku, ja tylko odpowiadałem na pytania dziennikarzy, którzy już wszystko skądś wiedzieli. A informacje do mediów, szczególnie tych bulwarowych, przez długi czas wynosił z praskiej Kurii jeden z bliskich współpracowników arcybiskupa. Prawdopodobnie bał się, żeby te media nie opublikowały bardzo ciemnych faktów z jego życia. Dziś ten człowiek stoi już przed sądem Bożym. Czy niechęć kardynała Duki i konserwatywnych katolików w Europie Środkowej wobec mniejszości seksualnych może mieć jeszcze jakiś inny wymiar? – Oczywiście. W całym Kościele wyczuwalny jest opór przeciw reformom papieża Franciszka. Szczególnie aktywna jest tu amerykańska prawica, której przeszkadza papieska krytyka nieograniczonego ekonomicznego liberalizmu i niszczenia środowiska naturalnego. Głównym architektem koalicji przeciw Franciszkowi jest były doradca Donalda Trumpa – Steve Bannon, który niedawno próbował we Włoszech założyć międzynarodowy ośrodek szkoleniowy dla polityków populistycznych w celu rozbicia Unii Europejskiej. Nie można dalej ukrywać, że pewna część duchownych katolickich przy pomocy celibatu próbowała kryć swoją homoseksualną orientację i brak dojrzałości psychoseksualnej Te kręgi liczą na episkopaty krajów Grupy Wyszehradzkiej. Tutejszym biskupom nadal bowiem w większości brak nowoczesnego wykształcenia, a teraz dodatkowo są oni przerażeni szybkim procesem laicyzacji w swoich krajach. Mogą więc być łatwą ofiarą takich politycznych planów. Koalicja konserwatywnych biskupów krajów V4 może być kompatybilna ze stanowiskiem rządów w tych krajach, które są dziś hamulcowymi w procesie integracji europejskiej. Ale jeśli hierarchowie chwycą tę przynętę, to słono za to zapłacą. Zachowania biskupów już dziś uruchamiają proces szybkiej sekularyzacji – i to nawet w Polsce, do niedawna tak „katolickiej”. Czy sytuacja w Czechach rzeczywiście jest tak dramatyczna, jak głosił tytuł niedawnego komentarza Księdza w portalu „Denik N” – że Duka prowadzi katolików w objęcia populistów i konfliktu w Kościele nie można już dalej ukrywać. – Ten tytuł pochodzi od redakcji, a nie ode mnie. To dziś niestety rzecz całkiem zwyczajna, że media podkręcą tytuł, a potem o poglądach autora dyskutują ludzie, którzy czytają tylko tytuły. Niestety, jest jednak prawdą, że podział w Kościele, w świecie i u nas rzeczywiście istnieje i się pogłębia. Jest też prawdą, że kardynał Duka zyskuje poklask populistów (wspierając niemożliwe do obrony wypowiedzi Pithy czy Jędraszewskiego), ale traci autorytet rozumnie myślących ludzi, szczególnie młodego pokolenia. Kardynał – w oświadczeniu, w którym wsparł abp. Jędraszewskiego – kilkakrotnie odwołuje się do papieża Franciszka. Ksiądz też go cytuje, ale inaczej. Jak zwykły człowiek ma się w tym zamieszaniu orientować? – Mi to też bardzo przeszkadza. Kardynał Duka przecież musi wiedzieć, że z Franciszkiem nie są ulepieni z tej samej gliny, a jeśli chodzi o poglądy polityczne, znacznie bliżej mu do oponentów papieża wewnątrz Kościoła, do ludzi, którzy tego papieża szczerze nienawidzą. Rozumiem, że pozycja nie pozwala mu otwarcie się od papieża dystansować, ale przynajmniej nie powinien przy pomocy wyrwanych z kontekstu cytatów udawać, że jego poglądy są mu bliskie. Mimo to czeski prymas zwraca uwagę na słowa papieża z listopada 2014 r, gdzie głowa Kościoła w kontekście homoseksualistów mówi: „Ta rewolucja w zakresie obyczajów i moralności często «wymachiwała flagą wolności», jednak w rzeczywistości przyniosła zniszczenie duchowe i materialne niezliczonym istotom ludzkim, zwłaszcza najbardziej bezbronnym”. – Nie wszyscy rozumieją papieża Franciszka [jak pisał na naszych łamach ks. Alfred Marek Wierzbicki, cytowane wyżej słowa papieża „nie odnoszą się wcale do tzw. ideologii LGBT+. Gdy papież mówił o wymachiwaniu flagą wolności, miał na myśli zjawisko «kultury tymczasowości», niszczącej trwałość więzi małżeńskiej” – red.]. Ja proponuję taki klucz: papież jest konserwatywny, jeśli chodzi o zasady, nie zmienia dogmatów, a mimo to jest miłosierny i życzliwy w praktyce duchowej i duszpasterskiej. Takie jest również moje stanowisko, jakkolwiek niektórzy przez pomyłkę uznają dziś mnie – starego konserwatystę – za progresistę. Na przykład moje stanowisko wobec homoseksualistów bardzo zmieniło się od czasu, kiedy zacząłem słuchać ich życiowych historii w konfesjonale. Szczególnie kiedy poznałem historie homoseksualnych chrześcijan wyrzuconych przez pobożnych rodziców z domu. Słyszałem też opowieści o tych, którzy z takich powodów popełnili samobójstwo. Nie chcę zatem pospiesznie ich oceniać, aby nie ponosić współwiny za takie tragedie. Myślę, że gdyby kardynał Duka spędzał więcej czasu w konfesjonale niż na urodzinowych przyjęciach polityków, to być może zobaczyłby te rzeczy inaczej i pewnie lepiej byśmy się rozumieli. Mówi Ksiądz, że podział w Kościele, w świecie, ale też u nas rzeczywiście istnieje i pogłębia się. – Widoczne jest, że różne grupy – także chrześcijan wewnątrz Kościoła – w niektórych sprawach się nie zgadzają. Osobiście mnie to ani nie dziwi, ani nie przeraża, widzę za tym głównie naturalne, psychologiczne różnice między ludźmi. Jedni ludzie tęsknią głównie do stabilności, inni wolą dynamikę i rozwój. Kto studiuje dzieje Kościoła, ten widzi, że zawsze tak to wyglądało, ale historię post factum poprawiali zwycięzcy. Spór z moim biskupem nie jest dla mnie niczym przyjemnym. To krzyż, który muszę nieść, jeśli mam zgodnie ze swoim sumieniem wypełniać obowiązki duszpasterskie Tym niemniej nawet Nowy Testament realistycznie opowiada o tym, jak święty Paweł rezolutnie postawił opór pierwszemu papieżowi Piotrowi i pozostałym autorytetom kościelnym. W końcu wszyscy oni, metodą drobnych kompromisów, przyjęli reformy Pawła. W ten sposób pierwotne judeochrześcijaństwo apostołów relatywnie szybko zanikło. Chrześcijaństwo takie, jakie znamy, jest efektem odważnej misji Pawła do pogan. A dziś podziały są bardziej widoczne, bo Kościół nie ma już władzy świeckiej i hierarchowie nie mogą wyciszać czy cenzurować odmiennych poglądów, nawet wewnątrz Kościoła. Faktem jest też wyraźny podział światopoglądowy wewnątrz Kościoła. – Kościół jest dziś podobnie podzielony jak społeczeństwo i nie ma sensu tego ukrywać. Jednak i tu, przy takich różnicach Kościół powinien świecić przykładem: nie powinniśmy ludziom odmiennych poglądów przypisywać złych intencji czy z wyższością ich pouczać, próbować zamknąć im usta albo osobiście szkodzić. Demonizowanie odmiennych jest wprawdzie częścią naszych współczesnych sporów, ale przecież i przed tym Jezus nas ostrzegał! Raczej należy wzajemnie się słuchać i nieustannie pytać, czy ten drugi choć trochę nie ma racji. Obawiam się, że w tym zakresie my chrześcijanie – także ja! – musimy się jeszcze sporo nauczyć. Tłumaczył Tomasz Maćkowiak Ks. Tomáš Halík – ur. 1948. Filozof, teolog i socjolog, profesor Uniwersytetu Karola w Pradze, eseista. Był doradcą czeskiego prezydenta Václava Havla. Laureat Nagrody Templetona w roku 2014. W Polsce ukazało się wiele jego książek, ”Wyzwoleni, jeszcze nie wolni. Czeski katolicyzm przed i po 1989 roku”, ”Wzywany czy niewzywany, Bóg się tutaj zjawi. Europejskie wykłady z filozofii i socjologii dziejów chrześcijaństwa”, ”Cierpliwość wobec Boga. Spotkanie wiary z niewiarą”, ”Drzewo ma jeszcze nadzieję. Kryzys jako szansa”, ”Przenikanie światów. Z życia pięciu wielkich religii”, ”Hurra, nie jestem Bogiem!”, „Zacheuszu. 44 kazania o sensie życia”, „Europejskie mówienie o Bogu i milczenie o Bogu”, „Chcę, abyś był”, „Dotknij ran: duchowość nieobojętności”, „Teatr dla aniołów: życie jako religijny eksperyment”, „Różnorodność pojednana”, „Żyć z tajemnicą”, „Żyć w dialogu”. Oryginalna wersja rozmowy – zob. tutaj
– “Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów” – mówił słowami Jana Pawła II abp Marek Jędraszewski w katedrze na Wawelu podczas Mszy św. z okazji 40. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych, 31 sierpnia 2020 roku. Wideo —> Archidiecezja Krakowska: Abp Marek Jędraszewski w 40-lecie podpisania Porozumień Sierpniowych: Musimy być mocni! – Na monolicie imperium zła pojawiła się śmiertelna dla niego szczelina. Wszechwładnie panujący dotąd system totalitarny w sposób istotny został naruszony – powiedział na początku homilii arcybiskup, porównując podpisanie porozumień gdańskich do Cudu nad Wisłą. – Dla wielu uczestników tego wydarzenia, dokonującego się w Sali BHP, a także dla jego, dzięki radiowęzłowi, słuchaczy nie ulegało żadnej wątpliwości, że stawali się świadkami dokonującego się na ich oczach cudu. Cudu, który zaczął się 14 sierpnia w postaci strajku, jaki wybuchł w Stoczni Gdańskiej w związku z dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy Anny Walentynowicz – przypomniał metropolita i podkreślił, że fenomen „Solidarności” znajduje swoje źródło w nadziei pokładanej w Bogu. – Religijne obrazy ze Stoczni zadziwiały cały świat. Łamały marksistowskie dogmaty o przodującej klasie robotniczej, która już dawno wyparła się Boga – mówił. Posłuchaj homilii abpa Marka Jędraszewskiego z 31 sierpnia 2020 roku: Arcybiskup zauważył, że pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny z 1979 roku sprawiła, że Polacy uwierzyli w moc Ducha, o którego zstąpienie papież prosił Boga na zakończenie homilii na Placu Zwycięstwa w Warszawie. – Uczestnicy wydarzeń w Sali BHP z 31 sierpnia 1980 roku byli świadkami cudu, a zarazem dokonującej się w nich radykalnej wewnętrznej przemiany. Tego dnia głoszona przez marksizm-leninizm bezwzględna walka klas padała na bruk w obliczu poczucia braterskiej solidarności, pisanej przez duże i małe „s”. Solidarność niezwykle szybko rozlewała się na cały kraj. Wkrótce przyjęła kształt 10 milionów osób zapisanych do NSZZ „Solidarność”(…). Siłą „Solidarności” stała się przedziwna nadzieja, że tym razem – w zupełnie innym sensie niż to, co śpiewano w „Międzynarodówce” – uda się ruszyć z posad komunistyczną bryłę świata – zaznaczył. Metropolita podkreślił, że pielgrzymka z 1979 roku spotkała się z ogromnym entuzjazmem całego narodu i zwrócił uwagę na dwa przemówienia, jakie Ojciec Święty wygłosił wtedy na Okęciu i w Belwederze. – Trzeba wracać do tych tekstów, by zrozumieć jego zamysł, i aby w ich świetle odczytać to wszystko, co stało się treścią zapisów porozumień gdańskich – przekonywał i wyjaśnił, że celem papieskiej wizyty było umocnienie jedności w Polakach. – To się spełniło w słowie „Solidarność” – mówił arcybiskup i zaznaczył, że Jan Paweł II nakreślił słuchającym go wiernym wizję Polski, która składała się z pięciu wymiarów: religijnego, osobistego, żywej tradycji narodowej, europejskiego i kościelnego. Dodał, że Ojciec Święty upominał się o suwerenność i właściwe rozumienie historii Polski, a także podkreślił ogromną rolę Kościoła w Polsce. Papież mówił w Belwederze: „Historia Polski potwierdziła to w wybitnym stopniu, że Kościół w naszej Ojczyźnie starał się na różnych drogach o wychowanie wartościowych synów i córek narodu, dobrych obywateli, pożytecznych i twórczych pracowników w różnych dziedzinach życia społecznego, zawodowego, kulturalnego. Płynie to z podstawowej misji Kościoła, który wszędzie i zawsze zabiega o to, aby uczynić człowieka lepszym, bardziej świadomym swej godności, pełniej oddanym swoim zadaniom życiowym, rodzinnym, społecznym, patriotycznym. Aby uczynić go ufnym, mężnym, świadomym swoich praw i obowiązków, społecznie odpowiedzialnym, twórczym i pożytecznym”. Metropolita przypomniał, że w czasie strajków na Wybrzeżu, Jan Paweł II skierował list do prymasa Stefana Wyszyńskiego, w którym pisał: „Modlę się, by raz jeszcze Episkopat z Prymasem na czele (…) mógł wspomóc naród w jego walce o chleb powszedni, sprawiedliwość społeczną i w obronie jego nienaruszanych praw do własnego życia”. Po wprowadzeniu stanu wojennego, 13 grudnia 1981, Jan Paweł II, w ramach audiencji generalnych i modlitwy Anioł Pański, wielokrotnie upominał się o prawo do istnienia „Solidarności”, a jego pielgrzymka do Polski w 1983 roku odbywała się pod hasłem „Pokój tobie Polsko, Ojczyzno moja!”. – Był z „Solidarnością”, czuł, co Polskę stanowi i modlił się, aby to trwało – podsumował metropolita. W dalszej części homilii, arcybiskup przeanalizował kluczowe z 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, niezależność, wolność słowa, wolność religijną, wolność przekonań, solidarność ze skrzywdzonymi, godność, równość wszystkich Polaków. – Wracamy raz jeszcze do słów papieża – kontynuował metropolita – Ojciec Święty mówił: „Pozwólcie, (…) że będę dobro [Polski] nadal uważał za moje dobro, że będę tak samo głęboko odczuwał mój udział w nim, jakbym nadal mieszkał na tej ziemi i był obywatelem tego państwa. I z taką samą też – a może nawet jeszcze powiększoną przez oddalenie – siłą będę odczuwał nadal wszystko to, co mogłoby Polsce zagrażać, szkodzić, przynosić jej ujmę, co mogłoby oznaczać zastój czy załamanie. Pozwólcie, że nadal będę tak odczuwał, tak myślał, tak życzył, o to się modlił. Przemawia do was syn tej samej Ojczyzny”. Arcybiskup zwrócił uwagę, że kiedy papież zauważył, że w latach 1989-1990 odchodzi się od ideałów „Solidarności” i na krzywdzie robotników wielkich zakładów pracy oraz pracowników PGR-ów tworzy się tzw. „Polska liberalna”, podczas swojej pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 roku przypominał o fundamentach „Polski solidarnej”, opartej na Dekalogu: na upomnieniu się o właściwe miejsce dla Boga w życiu społecznym, narodowym i państwowym, na sprzeciwie wobec aborcji, na obronie małżeństwa i rodziny. Odwołał się również do słów, które papież wypowiedział 9 czerwca 1979 roku na krakowskich Błoniach: „Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. (…) Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry, mocą tej wiary, nadziei i miłości świadomej, dojrzałej, odpowiedzialnej, która pomaga nam podejmować ów wielki dialog z człowiekiem i światem na naszym etapie dziejów – dialog z człowiekiem i światem, zakorzeniony w dialogu z Bogiem samym: z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym – dialog zbawienia. (…) Gdy jesteśmy mocni Duchem Boga, jesteśmy także mocni wiarą w człowieka – wiarą, nadzieją i miłością: są one nierozerwalne i jesteśmy gotowi świadczyć sprawie człowieka wobec każdego, któremu ta sprawa prawdziwie leży na sercu. Dla którego ta sprawa jest święta. Który pragnie jej służyć wedle najlepszej woli. Więc nie trzeba się lękać!”. – Te słowa są ważne dla nas dzisiaj, kiedy ma miejsce legalna, w myśl prawa, eugeniczna aborcja. W obliczu coraz bardziej agresywnej ideologii gender i ideologii LGBT oraz niektórych niebezpiecznych zapisów w Konwencji Stambulskiej. Kiedy za wszelką cenę należy wychowywać młode pokolenia Polaków w duchu wrażliwości na obiektywną prawdę i autentyczną wolność. Gdy tak ważna jest prawdziwa ludzka solidarność oparta na prawdzie, wspólnym dobru i na Bożym prawie. Drodzy Siostry i Bracia, musimy być mocni! – zakończył. Na zakończenie Mszy św. Metropolita Krakowski poświęcił sztandar Podzakładowej Komisji NSZZ Solidarność przy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Krakowie. Na sztandarze widnieje wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej i słowa ks. Jerzego Popiełuszki: „Solidarność zrodziła się z krzywdy robotników, ale zrodziła się także na kolanach i modlitwie milionów ludzi, którzy z Bogiem przemienili świat i Ojczyznę”. #AbpMarekJędraszewski w 40. rocznicę podpisania porozumień sierpniowych: Gdy tak ważna jest prawdziwa ludzka #solidarność oparta na prawdzie, wspólnym dobru i na Bożym prawie, drodzy siostry i bracia, musimy być mocni!⤵️#Solidarnosc40 — Archidiecezja Krakowska (@ArchKrakowska) August 31, 2020 Info, foto i audio —> Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej: Abp Marek Jędraszewski o cudzie „Solidarności”, jaki rozpoczął się 40 lat temu: Musimy być mocni!
Opublikowano: 2015-08-01 22:01:17+02:00 · aktualizacja: 2015-08-03 11:22:04+02:00 Dział: Kościół Kościół opublikowano: 2015-08-01 22:01:17+02:00 aktualizacja: 2015-08-03 11:22:04+02:00 261130 Prezentujemy homilię abp. Marka Jędraszewskiego w 71. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Metropolita odprawił w katedrze w Łodzi Mszę św. w intencji wszystkich, którzy poświęcili swoje życie walcząc o wolną Polskę. Poniżej treść poruszającej homilii: W ludziach niemal wszystkich czasów i epok tkwiło pragnienie powrotu do utraconego niegdyś, w zamierzchłych czasach, ładu i harmonii. Pojawiało się ono między innymi w mitycznych ideach złotego wieku, który miał mieć miejsce za czasów panowania Kronosa. W przeciwieństwie do pogańskich mitologii, w Starym Testamencie pragnienie powrotu do pierwotnej sprawiedliwości miało charakter jak najbardziej realistyczny. Przyjmowało bowiem postać świętej instytucji Roku Jubileuszowego, o którym mówiło dzisiejsze pierwsze czytanie mszalne z Księgi Kapłańskiej. Obchodzono go raz na pięćdziesiąt lat. Wyrównywano wtedy najbardziej bolesne społeczne nierówności: każdy Izraelita mógł bowiem powrócić do swej własności i do swego rodu (por. Kpł 25, 10). Obchodom Jubileuszu przyświecały dwie zasady, zawsze wprawdzie obecne w judaizmie, ale które wtedy, w tym roku szczególnym nabierały niezwykłego blasku. Odnosiły się one do relacji z drugim człowiekiem i do relacji z samym Bogiem. Przyjmowały kształt następujących wezwań, jednego wyrażonego w postaci zakazu, a drugiego w postaci nakazu: „Nie będziecie wyrządzać krzywdy jeden drugiemu. Będziesz się bał Boga twego, bo Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 25, 17). W nowym Testamencie zostały one uszlachetnione i wyniesione do rangi dwóch przykazań miłości Boga i bliźniego (por. Mt 22, 37-40). W listopadzie 1918 roku dla zdecydowanej większości Polaków nie ulegało najmniej wątpliwości, że odzyskana przez Polskę niepodległość, potwierdzona pokojem wersalskim w czerwcu 1919 roku, była swego rodzaju przejawem sprawiedliwości dziejowej, przezwyciężeniem krzywdy rozbiorów i powrotem do pierwotnego ładu panującego w Europie, a na pewno wyrazem Bożej Opatrzności, która nigdy, nawet w najbardziej trudnych chwilach, Polaków nie opuściła. Z kolei ani Niemcy, ani sowiecka Rosja nie chciały się z tym pogodzić. Uważały, że trzeba za wszelką cenę powrócić do granic z roku 1914, sprzed wybuchu Wielkiej Wojny. Kilkakrotnie podejmowane między nimi negocjacje w tej sprawie trwały właściwie już od czasu zawarcia pokoju w Wersalu, jednakże najbardziej złowieszczą postać przyjęły w podpisanym Moskwie w dniu 23 sierpnia 1939 roku układzie Ribbentrop – Mołotow. To właśnie wtedy wypito toast z okazji bliskiej już śmierci bękarta pokoju wersalskiego, jak wtedy nazwano Polskę. Nie dziwmy się, że obydwom państwom totalitarnym, niemieckiej III Rzeszy i Rosji radzieckiej, niezwykle daleko było do ducha żydowskiego Roku Jubileuszowego czy, tym bardziej, od chrześcijańskich przykazań miłości – to znaczy od gotowości uznania krzywd, jakie poprzez rozbiory Niemcy, Rosja wraz z Austrią wyrządziły w XVIII wieku Polsce i jakie przez cały wiek XIX pogłębiały, krwawo tłumiąc kolejne polskie zrywy powstańcze. Zarówno hitlerowskie Niemcy, jak też Rosja Lenina i Stalina były bowiem w swych najbardziej fundamentalnych założeniach antychrześcijańskie. Bezpośrednim skutkiem układu Ribbentrop – Mołotow stał się napad na Polskę w dniu 1 września 1939 roku ze strony Niemiec, oraz w dniu 17 września ze strony Rosji sowieckiej. Obydwóm państwom totalitarnym bynajmniej nie chodziło tylko o militarne pokonanie państwa polskiego. Chodziło im bowiem o fizyczne zniszczenie narodu polskiego w jego warstwie duchowej i kulturowej, i sprowadzenie go do roli ciemnych, ledwo wykształconych niewolników. Jeden z oficerów Wehrmachtu, hrabia Klaus von Stauffenberg, we wrześniu 1939 roku tak pisał o Polsce w liście do swej żony: „Co najbardziej rzuca się w tym kraju w oczy, to zaniedbanie. Nie tylko bezgraniczna bieda i nieporządek, lecz wrażenie, że wszystko, co wcześniej widziało lepsze czasy, dziś podupadło. Sytuacja na wsi i reforma rolna przyczyniły się w dużej mierze do pauperyzacji większych posiadaczy ziemskich. Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje bata. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”. Tej postawie pogardy wobec Polaków, której wymownym wyrazicielem stał się wtedy Stauffenberg, towarzyszyło prawdziwie niemieckie, systematyczne niszczenie polskiej kultury. Bynajmniej nie przez przypadek obiektem niemieckich bombardowań we wrześniu 1939 roku stał się, niejako symbolicznie, Zamek Królewski w Warszawie. Samo zaś to miasto miało – w myśl hitlerowskich planów – zatracić swój charakter stolicy i stać się prowincjonalnym miastem Rzeszy, po lewej stronie Wisły zamieszkałym jedynie przez Niemców, a po prawej przez niewielką populację 30-80 tysięcy Polaków, sprowadzonych do roli niewolników. Wprawdzie budowa niemieckiego Warschau miała być podjęta dopiero po zwycięskiej dla III Trzeciej Rzeszy wojnie, jednakże przygotowania do wzniesienia tego „nowego niemieckiego miasta” zaczęto już późną jesienią 1939 roku. Polegały one na systematycznie prowadzonym przez hitlerowców procesie eksterminacji mieszkańców Warszawy. Do chwili wybuchu Powstania Warszawskiego straty jej ludności wynosiły około 680 tysięcy osób. Ostrze walki z Polakami i z polskością było wymierzone w pierwszym rzędzie przeciwko polskiej inteligencji. Tworzenie jej nowych pokoleń stało się zatem być albo nie być polskiego narodu. Stąd podziemne państwo polskie, które zrodziło się w czasach okupacji, wraz z swym zbrojnym ramieniem, jakim była przede wszystkim Armia Krajowa, ogromną wagę przywiązywało do tajnego kształcenia dzieci i młodzieży na wszystkich jego poziomach – od szkoły podstawowej po uniwersytet. Wraz z wielkim wysiłkiem edukacyjnym szło w parze heroiczne zmaganie o polską kulturę. Działalność konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego w Krakowie, założonego w 1941 roku przez Mieczysława Kotlarczyka, w którym szczególnie wyróżniał się młody aktor, jeszcze niedawno student polonistyki UJ, Karol Wojtyła, może być tego najlepszym przykładem i równocześnie symbolem. W czasach okupacji, naznaczonych tak bezwzględną walką z kulturą polską, doskonale zdawano sobie sprawę z tej prawdy, której w 1980 roku, 36 lat po Powstaniu Warszawskim, dał świadectwo na forum UNESCO w Paryżu, odwołując się również do osobistych doświadczeń, Ojciec Święty Jan Paweł II. Wyznawał on wtedy: „Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg” (Jan Paweł II, Przyszłość człowieka zależy od kultury. Przemówienie wygłoszone 2 czerwca 1980 roku w UNESCO, n. 14). W czasach okupacji za wszystko groziła śmierć: że się było polskim inteligentem, że się było Żydem, że się należało do podziemia, że się pomagało Żydom, że się uczęszczało na tajne komplety, że konspiracyjnie kultywowało się polską kulturę, że się dało pochwycić Niemcom podczas ulicznej łapanki… Tę listę „za co groziła śmierć” można by wydłużać niemal w nieskończoność – a to dlatego, że u podstaw jej tworzenia znajdowała się brutalnie demonstrowana przez „rasę panów” pogarda dla Untermenschów – dla „podludzi”: pogarda bez granic. Odpowiedzią na nią mogło być tylko jedno: honor, który trzeba było wywalczyć i wybronić wraz ze słowem „Polska” na ustach i ze słowem „Bóg” w sercu. Mający zaledwie 21 lat, młody poeta, a równocześnie członek Grup Szturmowych Szarych Szeregów, później żołnierz oddziału „Agat”, „Pegaz” i „Parasol”, Józef Andrzej Szczepański, ps. „Ziutek”, w noc sylwestrową 1943 roku po raz pierwszy zadeklamował przed gronem kolegów swój słynny wiersz, zatytułowany: Dziś idę walczyć – Mamo!. Ciąg dalszy na następnej stronie. Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu. Prezentujemy homilię abp. Marka Jędraszewskiego w 71. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Metropolita odprawił w katedrze w Łodzi Mszę św. w intencji wszystkich, którzy poświęcili swoje życie walcząc o wolną Polskę. Poniżej treść poruszającej homilii: W ludziach niemal wszystkich czasów i epok tkwiło pragnienie powrotu do utraconego niegdyś, w zamierzchłych czasach, ładu i harmonii. Pojawiało się ono między innymi w mitycznych ideach złotego wieku, który miał mieć miejsce za czasów panowania Kronosa. W przeciwieństwie do pogańskich mitologii, w Starym Testamencie pragnienie powrotu do pierwotnej sprawiedliwości miało charakter jak najbardziej realistyczny. Przyjmowało bowiem postać świętej instytucji Roku Jubileuszowego, o którym mówiło dzisiejsze pierwsze czytanie mszalne z Księgi Kapłańskiej. Obchodzono go raz na pięćdziesiąt lat. Wyrównywano wtedy najbardziej bolesne społeczne nierówności: każdy Izraelita mógł bowiem powrócić do swej własności i do swego rodu (por. Kpł 25, 10). Obchodom Jubileuszu przyświecały dwie zasady, zawsze wprawdzie obecne w judaizmie, ale które wtedy, w tym roku szczególnym nabierały niezwykłego blasku. Odnosiły się one do relacji z drugim człowiekiem i do relacji z samym Bogiem. Przyjmowały kształt następujących wezwań, jednego wyrażonego w postaci zakazu, a drugiego w postaci nakazu: „Nie będziecie wyrządzać krzywdy jeden drugiemu. Będziesz się bał Boga twego, bo Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 25, 17). W nowym Testamencie zostały one uszlachetnione i wyniesione do rangi dwóch przykazań miłości Boga i bliźniego (por. Mt 22, 37-40). W listopadzie 1918 roku dla zdecydowanej większości Polaków nie ulegało najmniej wątpliwości, że odzyskana przez Polskę niepodległość, potwierdzona pokojem wersalskim w czerwcu 1919 roku, była swego rodzaju przejawem sprawiedliwości dziejowej, przezwyciężeniem krzywdy rozbiorów i powrotem do pierwotnego ładu panującego w Europie, a na pewno wyrazem Bożej Opatrzności, która nigdy, nawet w najbardziej trudnych chwilach, Polaków nie opuściła. Z kolei ani Niemcy, ani sowiecka Rosja nie chciały się z tym pogodzić. Uważały, że trzeba za wszelką cenę powrócić do granic z roku 1914, sprzed wybuchu Wielkiej Wojny. Kilkakrotnie podejmowane między nimi negocjacje w tej sprawie trwały właściwie już od czasu zawarcia pokoju w Wersalu, jednakże najbardziej złowieszczą postać przyjęły w podpisanym Moskwie w dniu 23 sierpnia 1939 roku układzie Ribbentrop – Mołotow. To właśnie wtedy wypito toast z okazji bliskiej już śmierci bękarta pokoju wersalskiego, jak wtedy nazwano Polskę. Nie dziwmy się, że obydwom państwom totalitarnym, niemieckiej III Rzeszy i Rosji radzieckiej, niezwykle daleko było do ducha żydowskiego Roku Jubileuszowego czy, tym bardziej, od chrześcijańskich przykazań miłości – to znaczy od gotowości uznania krzywd, jakie poprzez rozbiory Niemcy, Rosja wraz z Austrią wyrządziły w XVIII wieku Polsce i jakie przez cały wiek XIX pogłębiały, krwawo tłumiąc kolejne polskie zrywy powstańcze. Zarówno hitlerowskie Niemcy, jak też Rosja Lenina i Stalina były bowiem w swych najbardziej fundamentalnych założeniach antychrześcijańskie. Bezpośrednim skutkiem układu Ribbentrop – Mołotow stał się napad na Polskę w dniu 1 września 1939 roku ze strony Niemiec, oraz w dniu 17 września ze strony Rosji sowieckiej. Obydwóm państwom totalitarnym bynajmniej nie chodziło tylko o militarne pokonanie państwa polskiego. Chodziło im bowiem o fizyczne zniszczenie narodu polskiego w jego warstwie duchowej i kulturowej, i sprowadzenie go do roli ciemnych, ledwo wykształconych niewolników. Jeden z oficerów Wehrmachtu, hrabia Klaus von Stauffenberg, we wrześniu 1939 roku tak pisał o Polsce w liście do swej żony: „Co najbardziej rzuca się w tym kraju w oczy, to zaniedbanie. Nie tylko bezgraniczna bieda i nieporządek, lecz wrażenie, że wszystko, co wcześniej widziało lepsze czasy, dziś podupadło. Sytuacja na wsi i reforma rolna przyczyniły się w dużej mierze do pauperyzacji większych posiadaczy ziemskich. Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje bata. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”. Tej postawie pogardy wobec Polaków, której wymownym wyrazicielem stał się wtedy Stauffenberg, towarzyszyło prawdziwie niemieckie, systematyczne niszczenie polskiej kultury. Bynajmniej nie przez przypadek obiektem niemieckich bombardowań we wrześniu 1939 roku stał się, niejako symbolicznie, Zamek Królewski w Warszawie. Samo zaś to miasto miało – w myśl hitlerowskich planów – zatracić swój charakter stolicy i stać się prowincjonalnym miastem Rzeszy, po lewej stronie Wisły zamieszkałym jedynie przez Niemców, a po prawej przez niewielką populację 30-80 tysięcy Polaków, sprowadzonych do roli niewolników. Wprawdzie budowa niemieckiego Warschau miała być podjęta dopiero po zwycięskiej dla III Trzeciej Rzeszy wojnie, jednakże przygotowania do wzniesienia tego „nowego niemieckiego miasta” zaczęto już późną jesienią 1939 roku. Polegały one na systematycznie prowadzonym przez hitlerowców procesie eksterminacji mieszkańców Warszawy. Do chwili wybuchu Powstania Warszawskiego straty jej ludności wynosiły około 680 tysięcy osób. Ostrze walki z Polakami i z polskością było wymierzone w pierwszym rzędzie przeciwko polskiej inteligencji. Tworzenie jej nowych pokoleń stało się zatem być albo nie być polskiego narodu. Stąd podziemne państwo polskie, które zrodziło się w czasach okupacji, wraz z swym zbrojnym ramieniem, jakim była przede wszystkim Armia Krajowa, ogromną wagę przywiązywało do tajnego kształcenia dzieci i młodzieży na wszystkich jego poziomach – od szkoły podstawowej po uniwersytet. Wraz z wielkim wysiłkiem edukacyjnym szło w parze heroiczne zmaganie o polską kulturę. Działalność konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego w Krakowie, założonego w 1941 roku przez Mieczysława Kotlarczyka, w którym szczególnie wyróżniał się młody aktor, jeszcze niedawno student polonistyki UJ, Karol Wojtyła, może być tego najlepszym przykładem i równocześnie symbolem. W czasach okupacji, naznaczonych tak bezwzględną walką z kulturą polską, doskonale zdawano sobie sprawę z tej prawdy, której w 1980 roku, 36 lat po Powstaniu Warszawskim, dał świadectwo na forum UNESCO w Paryżu, odwołując się również do osobistych doświadczeń, Ojciec Święty Jan Paweł II. Wyznawał on wtedy: „Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg” (Jan Paweł II, Przyszłość człowieka zależy od kultury. Przemówienie wygłoszone 2 czerwca 1980 roku w UNESCO, n. 14). W czasach okupacji za wszystko groziła śmierć: że się było polskim inteligentem, że się było Żydem, że się należało do podziemia, że się pomagało Żydom, że się uczęszczało na tajne komplety, że konspiracyjnie kultywowało się polską kulturę, że się dało pochwycić Niemcom podczas ulicznej łapanki… Tę listę „za co groziła śmierć” można by wydłużać niemal w nieskończoność – a to dlatego, że u podstaw jej tworzenia znajdowała się brutalnie demonstrowana przez „rasę panów” pogarda dla Untermenschów – dla „podludzi”: pogarda bez granic. Odpowiedzią na nią mogło być tylko jedno: honor, który trzeba było wywalczyć i wybronić wraz ze słowem „Polska” na ustach i ze słowem „Bóg” w sercu. Mający zaledwie 21 lat, młody poeta, a równocześnie członek Grup Szturmowych Szarych Szeregów, później żołnierz oddziału „Agat”, „Pegaz” i „Parasol”, Józef Andrzej Szczepański, ps. „Ziutek”, w noc sylwestrową 1943 roku po raz pierwszy zadeklamował przed gronem kolegów swój słynny wiersz, zatytułowany: Dziś idę walczyć – Mamo!. Ciąg dalszy na następnej stronie. Strona 1 z 2 Publikacja dostępna na stronie:
– Wkraczając w nowy rok nasza życiowa wędrówka do domu Ojca zmniejszyła się o całą przestrzeń czasu mierzoną upływem 365 dni. Świadomość tego faktu powinna budzić w nas, z jednej strony, poczucie radości, a z drugiej jeszcze większe poczucie odpowiedzialności za dany nam przez Boga czas – mówił abp Marek Jędraszewski w czasie porannej Mszy św. sprawowanej w kaplicy klasztornej Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach w Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, 1 stycznia 2022 r., transmitowanej przez TVP1. #abpMarekJędrszewski o odpowiedzialności za dany przez Boga czas ⏳⤵️@RadioMaryja @rwatykanskie @NMalopolska — Archidiecezja Krakowska (@ArchKrakowska) January 1, 2022 ♥ Potrzebujesz modlitwy? Dodaj osobistą > intencję lub wspieraj innych modlitwą i postem! Wiara mnoży się przez dzielenie! Podziel się > swoim świadectwem – pomóż innym zbliżyć się do Boga! Zobacz też: • Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi w Watykanie – Homilia papieża Franciszka i modlitwa Anioł Pański • Dobra Nowina: Dwoje słuchaczy – Rozważanie na Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, Rok C • Wylosuj Patrona dla siebie na rok 2022! • Orędzie papieża Franciszka na 55. Światowy Dzień Pokoju – 1 stycznia 2022 roku Zobacz fotorelację Biura Prasowego Archidiecezji Krakowskiej: Publikujemy pełny tekst homilii abpa Marka Jędraszewskiego: “Mijają już pierwsze godziny Nowego 2022 Roku. Wczoraj był jeszcze Stary Rok. Choć dzień dzisiejszy w swej istocie nie będzie się zasadniczo różnił od wczorajszego – ponieważ tak samo wzejdzie za chwilę słońce i tak samo za kilka godzin znowu ono zajdzie – to jednak mamy świadomość pewnego przełomu, jaki dokonał się w naszym życiu. Dla jednych będzie oznaczał on tak bardzo upragnione, pełne radości przybliżanie się do pełnoletności, dla innych będzie się wiązał z kolejną wielce znaczącą daną związaną z naszym peselem, wskazującą na nieubłagalne przemijanie. Nie pomogą tutaj żadne zaklęcia i przekonywanie siebie, że w istocie nic się przecież nie zmieniło. Zmieniło się. Jesteśmy starsi o cały rok. W tej sytuacji otwierają się przed nami dwie możliwości. Możemy więc najpierw z ogromnym przygnębieniem powtarzać za jednym z mistrzów dwudziestowiecznego ateistycznego egzystencjalizmu, że „absurdem jest to, żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy”. Możemy jednak na fakt wkroczenia w nowy rok spojrzeć zupełnie inaczej: oto nasza życiowa wędrówka do domu Ojca zmniejszyła się o całą tę przestrzeń czasu, mierzoną upływem 365 dni. Świadomość tego faktu powinna budzić w nas, z jednej strony, poczucie radości, a z drugiej jeszcze większe poczucie odpowiedzialności za dany nam przez Boga czas. Z ogromną przenikliwością i mądrością pisał o tym św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian: „Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień. (…) Przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa” (Rz 13, 11-13a. 14a). To wezwanie do przyobleczenia się w Pana Jezusa miało dla św. Pawła bardzo konkretne znaczenie, ponieważ chodziło mu o to, aby chrześcijanie w swoim codziennym życiu urzeczywistniali prawdziwą miłość bliźniego, na wzór samego Chrystusa, który „do końca nas umiłował” (por. J 13, 1). Dlatego też Apostoł narodów pisał: „Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13, 8. 10). W dzisiejszej noworocznej liturgii Kościoła te słowa nabierają szczególnego znaczenia. Tego dnia bowiem, 1 stycznia, dokładnie osiem dni po uroczystości Narodzenia Pańskiego, wspomina się i świętuje to, o czym przed chwilą słyszeliśmy w Ewangelii św. Łukasza: „Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki]” (Łk 2, 21). W ten sposób, dopełniając tego obrzędu, zarówno Maryja, jak i Józef spełnili polecenie Archanioła Gabriela, który obydwojgu, choć w różnym czasie, przekazał ten sam nakaz: „nadasz [Mu] imię Jezus” (por. Łk 1, 31; Mt 1, 21). Imię Jezus znaczy: „Jahwe-Bóg jest zbawieniem”. To zbawienie dokonało się za cenę podwójnej kenozy, czyli ogołocenia i wyniszczenia się Syna Bożego: najpierw gdy przyjął On ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem, a następnie gdy umarł hańbiącą śmiercią na krzyżu. Swój hymn o tym niesłychanym poniżeniu się Syna Bożego, które miało na celu nasze zbawienie, św. Paweł zakończył wspaniałym wyznaniem: „Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2, 9-11). W ten sposób „zbawienie”, o którym św. Paweł pisał, że „jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli” (por. Rz 13, 12), przyjmuje dla nas bardzo określony kształt: oddając cześć i najwyższy hołd Jezusowi, zginając zatem przed Nim nasze kolana, mamy oddawać chwałę samemu Bogu Ojcu, to znaczy miłować Go całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (por. Mt 22, 37). Nasza miłość wobec Boga Ojca musi być, z jednej strony, pełna dziecięcej ufności, a z drugiej strony powinna mieć na uwadze to, że wszyscy ludzie są Jego dziećmi, zwłaszcza ci, którzy poprzez swoje powołanie i pracę w sposób szczególny poświęcają się dla innych. Wielu takich jest pośród i wokół nas: którzy w szpitalach i domach służą chorym, którzy strzegą naszych granic, którzy czuwają nad naszym bezpieczeństwem, którzy są prawdziwie zatroskani o ocalenie i pogłębianie naszej narodowej tożsamości budowanej na chrześcijańskich fundamentach, którzy zamknięci w klasztorach modlą się za nas. U progu Nowego Roku myśląc z wdzięcznością o każdym z nich z osobna, z najszczerszym uczuciem i wewnętrznym przekonaniem wypowiadajmy więc słowa starożytnego błogosławieństwa, które Bóg Ojciec przekazał Mojżeszowi, aby było wypowiadane z pokolenia na pokolenie nad wszystkimi Jego dziećmi: „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem” (Lb 6, 24-26). Amen” Posłuchaj homilii abpa Marka Jędraszewskiego: Info, foto i audio —> Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej: Abp Marek Jędraszewski w Łagiewnikach o odpowiedzialności za dany przez Boga czas Dołącz do Get Mercy – dziel się dobrem, wspieraj innych modlitwą i postem: Polecamy —> Słowo na dziś: Ewangelia z komentarzem + inspiracja
homilia abpa jędraszewskiego tekst